Tło problemu

Paradoks lokalnego rynku pracy: Pracodawcy w mojej okolicy głośno narzekali na brak wykwalifikowanych operatorów CNC. Brakuje ludzi do pracy, produkcja cierpi – te skargi słyszałem nie raz. Jednocześnie nie podejmowali oni żadnych aktywnych działań, by ten problem rozwiązać. Co więcej, lokalna szkoła zawodowa prowadziła kursy operatorów CNC, ale rekrutację na kurs ogłaszała jedynie poprzez pojedynczy, organiczny post na swoim profilu Facebook. Nietrudno się domyślić efektów – informacja dotarła do garstki osób, co przełożyło się na zaledwie kilka zapisów na kurs.

Operator CNC w trakcie kontroli obrabianego elementu w fabryce – właśnie takich specjalistów poszukują lokalne firmy. Niestety, firmy często poprzestają na narzekaniu zamiast aktywnie zaangażować się w rozwój potrzebnych kadr.

Sytuacja wydawała się absurdalna: firmy pilnie potrzebują fachowców, szkoła ma gotowy kurs, a jednak chętnych brak. Patrząc na to z boku, widać było wyraźnie lukę komunikacyjną między tymi, którzy potrzebują pracowników, a tymi, którzy mogą ich wyszkolić.

Rozwiązanie – prosty eksperyment

Postanowiliśmy wspólnie z lokalnym stowarzyszeniem przedsiębiorców (w ramach mojej pro bono pomocy) przetestować proste rozwiązanie, które było dosłownie na wyciągnięcie ręki. Skoro organiczny post na Facebooku szkoły nie dotarł do potencjalnych kandydatów, sięgnęliśmy po narzędzie, z którego korzystają marketerzy na całym świecie – płatną reklamę na Facebooku (Meta Ads).

Kluczowe założenia kampanii:

  • Precyzyjne targetowanie: Reklama została skierowana lokalnie do młodych absolwentów i osób ze społeczności, które wykazywały zainteresowania powiązane z branżą techniczną i obróbką CNC. Chodziło o dotarcie do tych, którzy mogą szukać swojej ścieżki zawodowej i byliby skłonni podnieść kwalifikacje.
  • Krótki czas i niski budżet: Zdecydowaliśmy się na intensywną, 5-dniową kampanię z budżetem zaledwie 90 zł. To kwota symboliczna (równowartość jednej przeciętnej kolacji na mieście), a jednak wystarczyła, by Facebook efektywnie rozpromował kurs w okolicy.

Wyniki kampanii

Efekty przerosły nasze oczekiwania. W ciągu zaledwie 5 dni kampanii udało się osiągnąć:

  • Zasięg i widoczność: Dziesiątki udostępnień i komentarzy pod postem sponsorowanym – informacja o kursie zaczęła krążyć w lokalnych grupach i znajomych.
  • Liczba zgłoszeń (leadów): 90 osób wypełniło formularz zainteresowania kursem (średnio 18 osób dziennie!).
  • Koszt: Całkowity koszt reklamy wyniósł 90 zł, co daje 1 zł za pozyskanie jednego potencjalnego kursanta.

Tak – za złotówkę za osobę dotarliśmy do ludzi chętnych zdobyć poszukiwane na rynku pracy kwalifikacje. Dla porównania, wcześniej szkoła miała problem, by zebrać choćby kilka osób. Te 90 nowych zgłoszeń to 90 potencjalnych przyszłych operatorów CNC, którzy mogą zapełnić luki kadrowe lokalnych firm.

Dylemat: dlaczego nikt nie zrobił tego wcześniej?

Mimo oczywistego sukcesu kampanii, cała sytuacja pozostawiła mnie z mieszanką euforii i frustracji. Z jednej strony cieszyłem się, że prosty, tani krok rozwiązał realny problem – połączenie chętnych ludzi z dostępnym szkoleniem. Z drugiej strony jednak pojawiło się pytanie: dlaczego tak proste rozwiązanie nie zostało wykorzystane wcześniej? Co powstrzymywało zainteresowane strony przed działaniem?

Zidentyfikowałem dwa kluczowe problemy – oba niestety dość powszechne:

  • Bariery instytucjonalne (mentalne): Publiczna placówka edukacyjna (szkoła) nie sięgnęła po nowoczesne narzędzia promocji, jak reklamy na Facebooku. Być może zabrakło świadomości skuteczności takich metod, a być może procedury lub przekonania w „budżetówce” nie sprzyjają wydawaniu środków na marketing. Rezultat? Szkoła pozostała niewidoczna dla tych, którzy najbardziej potrzebowali informacji o kursie. To częstsze zjawisko – wiele instytucji publicznych wciąż nie wykorzystuje potencjału mediów społecznościowych.
  • Bierna postawa pracodawców: Firmy, które najmocniej odczuwały brak wykwalifikowanych pracowników, nie zaangażowały się w inicjatywę ani organizacyjnie, ani finansowo. Żaden z pracodawców nie zaproponował wsparcia (choćby dorzucenia paru złotych do promocji kursu czy rozpropagowania informacji wśród własnych załóg). Niestety, to też nie jest odosobniony przypadek – ponad połowa polskich firm nie podejmuje współpracy ze szkołami zawodowymi, jeśli nie widzi bezpośredniej korzyści, traktując to jako niepotrzebny. Wielu przedsiębiorców wciąż postrzega współpracę z placówkami edukacyjnymi jako obciążenie finansowe, oczekując dodatkowych zachęt lub ulg, zamiast widzieć w tym inwestycję w przyszłe.

W głowie kołatało mi pytanie: skoro rozwiązanie było tak łatwe i tanie, czemu potrzebna była dopiero oddolna akcja zewnętrzna, by po nie sięgnąć? To trochę tak, jakbyśmy wszyscy siedzieli w ciemnym pokoju, narzekając na brak światła, podczas gdy w zasięgu ręki leżał włącznik.

Szerszy kontekst – nie tylko lokalny problem

Ta historia, choć lokalna, odzwierciedla szerszy problem na rynku pracy. W całej Polsce słyszymy narzekania na niedobór wykwalifikowanych pracowników w wielu branżach – od operatorów CNC, przez spawaczy, po programistów. A jednak niewystarczające jest zaangażowanie firm w rozwój talentów. Paradoksalnie, aż 73% pracodawców (oraz 72% pracowników) dostrzega pilną potrzebę większego zaangażowania firm w rozwój młodych, co pokazuje badanie Deloitte. Skoro więc pracodawcy wiedzą, że powinni aktywniej inwestować w kadry, to czemu tak często tego nie robią?

Brakuje realnych działań i partnerstw. Wielu przedsiębiorców woli liczyć, że „ktoś inny” – szkoły, rząd, kandydaci – rozwiąże problem za nich. Niestety, bez współpracy edukacji z biznesem błędne koło się zamyka: firmy narzekają na system edukacji, a szkoły na brak wsparcia ze strony firm. Rezultat – mamy absolwentów bez pracy i pracodawców bez pracowników, bo umiejętności rozchodzą się z potrzebami rynku.

Wnioski i apel do przedsiębiorców

Ta sytuacja nauczyła mnie jednego: czasem rozwiązania naszych największych bolączek są na wyciągnięcie ręki – trzeba tylko po nie sięgnąć. W tym przypadku wystarczyło 90 zł i odrobina inicjatywy, by znaleźć 90 zmotywowanych osób, gotowych zdobyć kwalifikacje i zapełnić lukę kadrową. Pomyślmy, co by było, gdyby więcej firm aktywnie włączyło się we współpracę ze szkołami, sponsorowało kursy, fundowało stypendia czy chociażby pomagało w dotarciu z informacją do potencjalnych uczniów? Gdyby każda z narzekających firm wyłożyła choć drobną kwotę na promocję szkoleń lub sama zorganizowała przyzakładowe kursy – czy nadal mielibyśmy problem braku rąk do pracy?

Chciałbym zaapelować do wszystkich pracodawców, którzy borykają się z niedoborem wykwalifikowanej kadry: zaangażujcie się. Nie czekajcie, aż „ktoś” wam tych pracowników dostarczy. Zainwestujcie w ich rozwój, wejdźcie we współpracę z lokalnymi szkołami, wykorzystajcie współczesne narzędzia komunikacji, by dotrzeć do ludzi, którzy chcą się uczyć. Ta inwestycja naprawdę się opłaci – dostaniecie lojalnych, wyszkolonych pracowników wdzięcznych za szansę.

Mój wpis jest emocjonalny, bo sprawa jest bliska sercu – wierzę, że mamy w Polsce mnóstwo utalentowanych, chętnych ludzi, którym czasem brakuje tylko informacji i odrobiny wsparcia, by rozwinąć skrzydła. Zamiast więc biadolić nad „dzisiejszą młodzieżą” czy „złym systemem edukacji”, zróbmy ten mały krok. Ta historia pokazała, że wystarczy chcieć – i że razem naprawdę możemy wypełnić lukę między edukacją a rynkiem pracy.

Proste rozwiązania są czasem najskuteczniejsze. Następnym razem, zanim powiemy „brakuje ludzi do pracy”, zastanówmy się: co mogę ja zrobić, żeby tych ludzi zachęcić, wyszkolić, przyciągnąć? Może odpowiedź jest tuż obok, czeka aż ktoś wciśnie „Włącz”. 💡

Kategorie: CMO